IdÄ™ ze sÅ‚uchawkami na uszach kompletnie izolujÄ…c siÄ™ od otaczajÄ…cych mnie ludzi i ich rutynowych nonsensów. ZatracajÄ…c siÄ™ w swoim wÅ‚asnym Å›wiecie, niepojÄ™tym i niedostÄ™pnym dla innych, odciÄ™tym od kruchej rzeczywistoÅ›ci. JesteÅ›my prochem przybierajÄ…cym różne ksztaÅ‚ty, nietrwaÅ‚ym, nieuchronnym od wszelkich uderzeÅ„, czy to sÅ‚abszych czy silniejszych. Rozsypujemy siÄ™ przy byle wietrze, który zabiera nas ze sobÄ…. Wiatr, który jest powiewem setek ulotnych dusz, zbyt dumnych aby odejść, zbyt sÅ‚abych aby powstać. JesteÅ›my popioÅ‚em, szarym jak nasza rzeczywistość, już dawno strawiÅ‚ nas ogieÅ„, teraz tylko Å›cielimy tÄ™ ziemiÄ™, która siÄ™ nami żywi, jak niegdyÅ› ta gorÄ…ca czerwieÅ„. Upadamy pod ciężarem naszych bezsensownych myÅ›li, sÄ… zbyt sÅ‚abe i naiwne, ale wystarczajÄ…co ciężkie, aby nas przygnieść, żebyÅ›my byli przytwierdzeni do gruntu, po którym tak twardo stÄ…pamy od wielu lat. JesteÅ›my wykraczajÄ…cymi poza logikÄ™ istotami, peÅ‚nymi sprzecznoÅ›ci oraz nie pasujÄ…cych do siebie elementów. Nie jesteÅ›my jak puzzle, jak jakaÅ› gra posiadajÄ…ca zasady, nic nie ma wiÄ™kszego wyjaÅ›nienia. Nasze ciaÅ‚o jest lekkie jak popiół, a nasze myÅ›li ciężkie jak kamieÅ„. Gdyby nie one, nie byÅ‚oby wiatru, który jest ucieczkÄ… jak i piekÅ‚em na ziemi. GdybyÅ›my byli jedynie prochem tworzÄ…cym nasz Å›wiat i nas samych, bÄ™dÄ…cym gruntem, niby twardym, jednak delikatnym, co przetrwaÅ‚ wytrwale tak wiele, ale potrafiÄ…cym ulotnić siÄ™ tak szybko jak czas. Nie ma myÅ›li, ustaje wiatr, jednak czy to nie on jest podstawÄ… naszej chorej egzystencji? Z prochu powstaÅ‚eÅ›, w proch siÄ™ przemienisz…
Tutaj nikt nie jest normalny.